fbpx
sie
31
2020

Mój rozwój osobisty, proces pracy nad sobą, swoją osobowością – w tym emocjonalnością, w dużej mierze był i nadal jest oparty na radzeniu sobie z wyzwaniem p.t. „samoakceptacja”. Pozwolę sobie na kilka, a raczej kilkanaście zdań refleksji nad istotą adekwatnej samooceny, bez której nie sposób rozwijać się w swoim życiu, nawiązywać satysfakcjonujące relacje, odnaleźć swoje szczęście.

 

Rozwój osobisty jako proces zmiany

Kilka lat temu zastanawiając się nad sobą, a konkretnie nad koniecznością podjęcia niełatwych życiowych decyzji w sferze osobistej i zawodowej, zapytałam samą siebie, czy i co powinnam przy okazji zmienić w swoim nastawieniu, aby te decyzje przyniosły dobre rezultaty. Pytanie to okazało się bardzo mobilizujące. Szukając odpowiedzi polegałam nie tylko na sobie, ale na mądrych wypowiedziach innych ludzi (przyjaciół, autorytetów z dziedziny psychologii, psychoterapii, rozwoju osobistego, zgłębiłam też wiele inspirujących lektur).

Dzięki nim upewniłam się i lepiej zrozumiałam istotę rozwoju osobistego jako procesu zmiany, jak również dostrzegłam prostą zależność, iż nie jest on możliwy bez uprzedniej samoakceptacji. Wydawałoby się to oczywiste i proste, ale zapewniam Was – iż praktyczna realizacja tych wniosków zajęła mi niemało czasu.

Model liniowy

Pierwotnie (zanim rozpoczęłam studia psychologiczne) rozpatrywałam rozwój osobisty jako program (model liniowy). Wyobrażałam sobie swoje etapy życia i związane z nimi wyzwania, problemy oraz kryzysy jako ułożone jedno po drugim w pewien ciąg. Widziałam siebie kroczącą po drodze życia złożonej ze stopni, wspinałam się po nich będąc przekonaną, iż „odhaczam” każde z wyzwań, problemów czy kryzysów. Miałam wrażenie, iż stopniowo wzrastam, gdyż starałam się przepracować nurtujące mnie treści, zgłębiałam przyczyny swoich emocji, zachowań, porażek. 

Po pewnym czasie odczułam rozczarowanie, zauważywszy, iż problemy, wyzwania wracają. Przepracowane treści okazały się tylko pozornie albo raczej powierzchownie „załatwione”. Poczułam, iż nie wzrastam, wręcz przeciwnie wracam do tego samego miejsca. Powtarzam te same błędy, wpadam w identyczne pułapki, męczę się nieustannie wchodząc w różne toksyczne relacje. Na pewnym etapie życie wydało mi się ono kompilacją porażek z niewielką domieszką sukcesów i szczęścia.

 

cztery strzałki w jednej linii wskazujące ten sam kierunek
 

Szczęśliwie otrząsnęłam się z tego marazmu, oczywiście był to znowu proces i zajął jakiś czas (może nawet parę lat). Zdałam sobie wówczas sprawę, iż rozwój osobisty i związany z nim proces zmiany jest modelem (programem) spiralnym. Praca nad sobą, nad określonym problemem, jest przepracowaniem na pewnym poziomie, dlatego dany problem powraca do nas niczym bumerang. Dopóki nie zgłębimy jego istoty, dopóty będziemy odczuwali, iż ciągle nas coś uwiera. Ale z czasem, gdy nauczymy się sięgać głębiej do naszego złożonego ja, przepracujemy autentycznie przykładowo poczucie straty, krzywdy, wstydu, winy itd. Co więcej, będziemy gotowi na zrozumienie błędów (a może lekcji) z przeszłości, odpuścimy sobie przeszłość, wtedy zaczniemy żyć „tu i teraz”. Wymaga to rzecz jasna pogłębionej pracy, w której czasem towarzyszy nam psycholog lub psychoterapeuta. Ma to sens zwłaszcza wtedy, gdy rozwój osobisty wymaga przepracowania wydarzeń traumatycznych z naszej przeszłości.

 


 

Koło zmiany – transteoretyczny model zmiany Prochaski i DiClemente 

Pisząc o spiralnym modelu rozwoju osobistego chciałabym porównać go do bardzo ciekawego modelu procesu zmiany, z którym zetknęłam się w trakcie szkoleń z psychoterapii uzależnień. Według tego modelu wyróżniamy cztery, pięć lub sześć etapów zmiany i mają one kształt koła. Przykładowy transteoretyczny model zmiany składa się z następujących etapów:

  1. prekontemplacja („Nie dostrzegam problemu, zatem nie mam co zmieniać”)
  2. kontemplacja („Hm, może jednak mam z sobą problem, może powinnam coś z tym zrobić”)
  3. przygotowanie („Najwyższy czas coś z tym zrobić, tylko jak to zrobić?”)
  4. działanie („Nie ma na co czekać, zabieram się do działania już teraz”)
  5. podtrzymanie („Dobrze mi z tym, co zmieniłam – nie chcę wracać do dawnych zachowań, czy schematów myślowych”).

 

cztery strzałki formujące koło m


Oznacza to, iż każdy z nas chcąc dokonać zmiany w swoim życiu w zakresie zmiany nawyków, zmiany schematów myślowych itd., przechodzi przez różne etapy na tym kole, przesuwając się wraz z nim. W „kole zmiany” chcąc dokonać trwałych zmian jesteśmy zmuszeni przechodzić przez ten sam proces wiele razy zanim zmiany będą stabilne.  Niewątpliwe czynnikami pomocnymi w procesie rozwoju osobistego – który nierozerwalnie łączy się z procesem zmiany są poczucie własnej skuteczności, poczucie własnej wartości oraz empatia i zrozumienie ze strony najbliższego otoczenia (również psychoterapeuty).

Samoakceptacja

Mówiąc o czynnikach wspierających dodałabym jeszcze jedno magiczne słowo – samoakceptacja. Aczkolwiek pisząc te słowa zastanawiam się, czy aby samoakceptacja nie jest często jednym z celów rozwoju osobistego? Czym jest samoakceptacja – niewątpliwie jest to akceptacja samego siebie, zarówno z tym, co w nas piękne, jak i z tym, co niedoskonałe, z wadami i słabościami.

 

ręce z balonami w kształcie serc, napis love yourself
 

Bez samoakceptacji prezentujemy zaniżoną lub zawyżoną samoocenę – czyli w skrócie nieadekwatną. Zaniżona samoocena wynika z nieprzepracowanego poczucia winy, poczucia niedoskonałości w konfrontacji z wyobrażonym ideałem własnej osoby. Z kolei zawyżona samoocena to efekt poczucia konieczności podtrzymywania pozytywnego obrazu własnego ja. 

Obie nieadekwatne samooceny są ściśle powiązane z narcyzmem, niekoniecznie rozumianym jako zaburzenie osobowości. Raczej mowa tutaj o narcyzmie subklinicznym. Nie sposób się nie zgodzić z twierdzeniem, iż samoakceptacja to podstawa poczucia własnej wartości. Wyraża się w uczuciach, jakie żywimy do samych siebie. Adekwatna akceptacja samego siebie daje nam poczucie bezpieczeństwa i sprawia, iż nie musimy uciekać się do mechanizmów obronnych, by chronić swoje ja przed sobą i innymi.

Poznajcie Carla Rogersa

Rozważając pojęcie samoakceptacji w kontekście rozwoju osobistego, warto wspomnieć Carla  Rogersa – twórcę psychoterapii skoncentrowanej na kliencie. Twierdził on, iż samoakceptacja musi być bezwarunkowa. Naturalną potrzebą człowieka jest postrzeganie siebie w kategoriach pozytywnych i spychanie negatywów do nieświadomości bądź ich zniekształcanie. Wyraża się to w stosowaniu mechanizmów obronnych (przykładowo – racjonalizacji czy projekcji). Natomiast rolą psychoterapeuty jest udzielenie pacjentowi wsparcia i pomocy w odzyskaniu samoakceptacji. Osoba świadoma swoich wad i niedoskonałości oraz akceptująca swoją złożoną naturę, jest zarazem człowiekiem wykazującym się dojrzałością i często gotowością do pracy nad swoim dalszym rozwojem.

Reasumując

Droga do wewnętrznej wolności jest procesem długotrwałym wymagającym skonfrontowania się z własną złożoną naturą, z samoakceptacją. Nie zawsze jesteśmy w stanie podążać tą drogą samodzielnie, jeśli tak jest, zwracajmy się o wsparcie do tych, którzy mogą nam go udzielić – do psychologów, psychoterapeutów. 

W kolejnych artykułach przybliżę Wam, drodzy czytelnicy, tajniki nurtów psychoterapeutycznych – stay tuned 🙂 . Tutaj możecie przeczytać pierwszą część z tej serii. 

Kategoria: rozwój osobisty • Autor: Małgorzata Plata • 31 sierpnia 2020